Podczas pracy w firmie integratorskiej spotykały mnie różne niespodzianki, ta historia opowiada o jednej z moich ostatnich delegacji u poprzedniego pracodawcy.
Zgłoszenie
Środa 15.30. Do końca dnia jeszcze pół godziny i nagle… dowiaduję się, że następnego dnia czeka mnie 500-kilometrowa wycieczka. Awaria u klienta na Śląsku. Umowa serwisowa mówi o usunięciu awarii w 24 godziny, a na magazynie brak części na wymianę. Przeszczęśliwy pakuję samochód na delegację, odwołuję plany na najbliższe dwa dni i nastawiam się psychicznie na przygodę.
Pacjent
Na miejscu
Po dotarciu na miejsce naszym oczom ukazał się taki obraz:
Klient wcześniej mówił o uszkodzeniu serwowzmacniacza i był w drodze do Wrocławia po regenerowaną jednostkę (nie wymieniam nazwy firmy sprzedającej serwo celowo, ale o tym potem).
Dowiedzieliśmy się, że maszyna pracowała do końca bez problemów. Nagle podczas pracy, z szafy zaczął wydobywać się dym (nadmienię tylko, że firma zajmowała się produkcją opakowań tekturowych), a obsługa… zamknęła drzwi szafy i poszła sobie na przerwę. Po powrocie z przerwy operator był mocno zdziwiony faktem, że maszyna już nie rusza .
Docieramy na miejsce, demontujemy uszkodzoną jednostkę i robimy oględziny maszyny czekając na \”nowy\” serwowzmacniacz. W międzyczasie robimy sekcję dymiącego jeszcze trupa.
Po kilku godzinach od naszego przyjazdu dociera nowa jednostka. Szybki montaż i… problem. Nowe serwo jest głuche na próby komunikacji, sprawdzona zgodność wersji, konfiguracja komputera i nic. Na wyświetlaczu straszy tylko komunikat FLt. Serwis producenta rozkłada ręce, mimo kilkugodzinnej telekonferencji i udostępnieniu zdalnego dostępu do komputera.
Atmosfera staje się napięta, czas usunięcia usterki (umowa mówi o 24 godzinach od zgłoszenia) powoli się kurczy, a kolejny serwowzmacniacz leży sobie spokojnie na półce w magazynie… We Francji… Z czasem oczekiwania 14 dni roboczych.
Z braku opcji, po kontakcie z szefem pada decyzja o reanimacji spalonego modułu. Poranek następnego dnia to wycieczka po sklepach elektronicznych w poszukiwaniu elementów mogących zastąpić te spalone (swoją drogą… próbowaliście kiedyś rozliczyć w delegacji zakup szczoteczki do zębów i zmywacza do paznokci? 😉 ). Do południa pacjent był już poskładany i gotowy do testów.
Chwila napięcia przed podaniem napięcia i… nic nie wybuchło. Serwo zgłasza komunikat Ready, w programie odpowiada (o dziwo nawet nie wypadła konfiguracja). Maszyna rusza. Po testach i 2 godzinach stabilnej pracy zadowolony klient podpisuje papiery delegacji, a my zabieramy \”nowy\” serwowzmacniacz do Wrocławia do zwrotu. Na miejscu firma która sprzedała nam regenerowanego Lexiuma potwierdza że mieli z nim jakieś problemy, ale i tak go wypuścili (o zgrozo). Na szczęście obyło się bez zbędnego gadania, oddaliśmy moduł i kontynuowaliśmy powrót do domu.
Podsumowanie
Mawia się, że prowizorka działa najdłużej. Przepracowałem w tamtej firmie jeszcze 3 miesiące. Nowa jednostka została zamówiona i wylądowała na półce, a serwo po powrocie z zaświatów pracowało jeszcze przynajmniej rok.